29 lut 2016

LOVE IS THE ONLY THING STRONGER THAN TIME AND DEATH (Paringi te co w poprzedniej części i nowe-stare) CZĘŚĆ 2

No i proszę: oto część numer dwa! Dajcie znać czy mam kontynuować (kolejne dwie lub trzy części, jeszcze nie wiem) i zakończyć ją tak jak sobie zaplanowałam, czy może wam się nie podoba i nie chcecie kontynuacji. Liczę na szczerość...


LOVE IS THE ONLY THING STRONGER THAN TIME AND DEATH...

- O nie!
- Nie zgadzam się!
- Masz tu zostać!
- Potrzebujemy cię!
Okrzyki tego typu rozbrzmiały w całym gabinecie dyrektora, jedynie on sam i dziewczyna do której były one skierowane pozostali niewzruszeni. Kiedy już "krzykacze" musieli wziąć oddech, Hermiona się odezwała:
- Przyjaciele proszę nie przerywajcie mi teraz bo będę zmuszona użyć czarów.
Kiedy wszyscy zamilkli kontynuowała:
- Jestem bardzo dumna i szczęśliwa z tego że mogę was nazwać moimi przyjaciółmi, ale spójrzmy prawdzie w oczy: wygraliśmy wojnę i ja nie jestem już wam do niczego potrzebna. Tak wiem, wiem. Lubicie mnie, ale co z tego? A poza tym to spójrzcie na tę sytuację obiektywnie: poza wami nie mam tu już nikogo. Remus, Severus i Tonks nie żyją, wszyscy się dowiedzieli że byłam szpiegiem i nigdy więcej nie będą traktować mnie tak jak wcześniej. Moje plany na życie legły w gruzach. Nie mogę się przecież doczepić do was jak rzep do psiego ogona bo nie na tym polega życie. Kto mnie zatrudni? Nikt. Bo nikt nie będzie chciał mieć pracownika-śmierciożercy, dziewczyny, która zdradziła bo tak właśnie myślą wszyscy o tym co zrobiłam i o tym też wiecie. Jak więc mam żyć? Pod mostem? Nawet ty, dyrektorze nie będziesz mógł mnie przyjąć do pracy bo żaden rodzic nie chciałby aby jego dziecko uczył ktoś taki jak ja. Cofnięcie się w przeszłość to jedyne co mi pozostaje. Jest pewna szansa, że wojna albo zniknie całkiem, albo zbierze dużo mniejsze żniwo. A to jest jeden z licznych plusów takiej opcji. Do tego wy... - tu dziewczyna głośno przełknęła ślinę - wy o mnie zapomnicie i nie będzie wam wadziło to, że mnie tu nie ma. I choć mnie z tego powodu serce pęka to wiem, że dzięki temu będzie wam łatwiej. Przepraszam was ale nikt ani nic nie wpłynie na moją decyzję. Rytuał ten można odprawić dopiero za trzy dni i tylko od was zależy czy te trzy dni miną nam razem, czy oddzielnie.
Przez kilka sekund wszyscy stali z otwartymi ustami. Po jej tonie wiedzieli, że faktycznie nic już nie mogą zrobić więc po prostu zaczęli ją ściskać przekazując jej w ten sposób że nie wyobrażają sobie inaczej tych trzech dni niż na spędzeniu ich wspólnie. Hermiona uśmiechnęła się i odwzajemniała uściski.
Trzy dni minęły jej na pożegnaniach z przyjaciółmi, pomagała w odbudowie zniszczeń w Zamku ale omijała szerokim łukiem swoich dawnych znajomych po pewnym incydencie...
Kiedy dziewczyna wyszła z gabinetu dyrektora aportowała się do Nory żeby w końcu położyć się spać. W kuchni zobaczyła całą rodzinę Weasley'ów, którzy umilkli na jej widok. Mimo to posłała im uśmiech i odezwała się:
- Nie będę wam się już tutaj kręcić, jestem okropnie zmęczona. Pójdę się położyć, jeśli nie macie nic przeciwko oczywiście.
- Mamy. - odparł Ronald.
Zdziwiona, spojrzała na niego i uniosła pytająco brew. Po chwili kontynuował:
- Nie będziesz spać z nami, ani tym bardziej w jednym pokoju z Ginny. Nie chcemy cię tu. Wracaj do innych śmierciożerców i nigdy więcej do nas nie przychodź.
- Wszyscy tak uważacie? - spytała spokojnie.
Widząc na ich twarzach niemą zgodę, pokiwała smutno głową.
- Oczywiście, już nigdy więcej mnie nie zobaczycie, tylko wezmę swoje rzeczy.
Poszła na górę, zrobiła to co chciała, zostawiła niektórym osobom liściki o treści pożegnalnej i zaczęła wychodzić. W progu odezwała się  zmęczonym głosem:
- Mimo wszystko kocham was moi przyjaciele i nie mam do was żalu. Żegnajcie.
I wyszła...
Nie chciała nikomu sprawiać kłopotu więc pierwszą noc przespała w namiocie w Zakazanym Lesie. Czuła się tam bezpiecznie więc nie widziała powodu dla którego miałaby tego nie robić. Następnego ranka schowała namiot do swojej różowej torebki i aportowała się przed jakimś sklepem w którym kupiła sobie coś do zjedzenia i od razy wróciła do Zamku pomagać w odbudowie. Kiedy wieczorem znów kierowała się spać w tamto miejsce jej przyjaciele zaciągnęli ją do rezydencji Malfoy'a. Nie miała siły się kłócić więc doczłapała do wanny i zanużyła się w ciepłej wodzie. Po wymoczeniu się wsunęła się pod ciepłą pierzynę do miękkiego łóżka i zasnęła. Dwa pozostałe dni minęły jej na rozmowach z przyjaciółmi przy odbudowie Zamku.
W końcu nadszedł czas pożegnania. Łzy nie mogły przestać płynąć a słowa nie chciały się skończyć. Pięć minut przed północą dziewczyna dotarła na polanę.
Został jej tam wręczony list od Ojca do Ojca Rady i każde stworzenie się z nią pożegnało.
Hermiona stanęła w samym środku kręgu wytyczonego przez czarne świece, wewnątrz którego pięć większych świec w innych kolorach (symbolizujących pięć sił natury: biały - powietrze, czerwień - ogień, błękit - woda, zieleń - ziemia i fiolet - duch) ułożone zostały w kształt pentagramu. Został jej wręczony długi, drewniany patyk z przykazaniem że na nim zapalić fioletową świecę kiedy będzie mówić. Przez chwilę panowała głucha cisza. Kiedy wybiła północ poczuli to wszyscy zebrani i zaczęli śpiewać. Każdy w innym języku i na inną melodię ale razem brzmieli wspaniałe. Brązowowłosa zamknęła oczy i drżała, wsłuchana w tę niesamowicie piękną pieśń. Nagle głos Ojca Rady ucichł a on sam rozłożył ramiona, odrzucił głowę do tyłu i krzyknął w swoim gardłowym języku słowa rytuału. Po naszemu brzmiałoby to mniej więcej tak:
"Wzywam wiatry z każdego zakątka tej planety! Przybądźcie tu i pomóżcie jej, Córze Natury, przenieść się w czasie do czasów kiedy w powietrzu nie unosił się tak silny zapach strachu, bólu i smutku! Wiatry, każdego dnia pomagacie lub przeszkadzacie ludziom. Obdarzcie ją swym ukojeniem! Ochłodźcie jej rozpalone ciało! Odrzućcie w dal jej obawy i niewiedzę! Niech się stanie!"
Na chwilę zamarł. Nagle dziewczyna poczuła jak jakaś siła unosi ją w powietrze, próbuje rozerwać od środka i jednocześnie uderza z zewnątrz. Zorientowała się że Ojciec centaur powrócił do śpiewania, a ona sama w pozycji poziomej unosi się jakieś sześć metrów nad ziemią. Nagle zaczęła się kręcić i zamknęła oczy. Doznania te się zwiększyły do tego stopnia że spod jej powiek wyleciało kilka łez. Kilka sekund później delikatna bryza postawiła ją z powrotem na podłożu i zaczęła się bawić jej włosami. Wtedy to Srebrzysty, Pan Jednorożców, zadudnił przednimi kopytami o podłoże. Zarżał i wykrzyknął w myślach słowa swojej części rytuału:
"Wzywam wszystkie wody tego świata! Potężny żywiole który każdego dnia dajesz i odbierasz życie, pomóż jej, Córze Natury, przenieść się w przeszłość do czasów kiedy rzeki krwi nie przyćmiewały twoich! Wspomóż ją swoją potęgą i wytrwałością. Oddal od niej troski, dodaj wiary w siebie! Pomóż pojąć iż niezłomność i upartość to nie synonimy i że zwycięży tylko gdy będzie się do tego stosować! Niech się stanie!"
Spod jego kopyt trysnęła woda zamykając ją w kuli. Jej ostatni, rozpaczliwy oddech nie starczał jej na długo. Próbowała wytrzymać jak najdłużej ale w końcu z rezygnacją zamknęła oczy i zamiast wody w płucach normalnie odetchnęła. Zdziwiona zaczęła płynąć ku górze próbując się wydostać ale dystans ciągle był taki sam. Ona jednak się nie poddawała, chociaż machała już rękami i nogami z dużo mniejszym zapałem. W pewnej chwili kula wody zamieniła się w kałużę u stóp dziewczyny. Zanim porwał ją kolejny element zauważyła że mimo wszystko jest sucha.
Teraz to Wielki przerwał swój śpiew. Zaryczał i rozłożył ramiona by po chwili zacząć wydawać dziwne szczeki, które znaczyły:
"Wzywam ogień ziemi! Nieokiełznany płomieniu pomóż jej, Córze Natury, przenieść się w przeszłość do czasów kiedy ogień nie znaczył od razu śmierci i porażki! Wypełnij ją swoją siłą! Nie pozwól jej zwątpić! Użycz jej swojego zdecydowania i optymizmu! Niech się stanie!"
Nagle, jakby z nikąd zaczęły ją otaczać płomyki. Czepiały się jej włosów, ubrania i ciała. Lecz dotyk ich nie był nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie. Poczuła się tak jakby siedziała przy kominku. Płomyki sprawiały że zrobiło jej się trochę cieplej i delikatnie ją łaskotały. Po chwili zaczęły się powiększać. Najpierw objęły jej ręce, później tułów, następnie dotarły do stóp i gwałtownie wystrzeliły w górę sprawiając że dziewczyna wyglądała jak wielka pochodnia. Cały czas jednak (tak jak podczas poprzednich demonstracji), uśmiech nie schodził jej z twarzy. Po kilku minutach płomienie pozostały już tylko na jej rękach. Wtedy miękki głos Pani Fae zaczął śpiewnie recytować swój fragment rytuału:
"Budzę cię ziemio z długiego snu! Pomóż mej przyjaciółce, Córze Natury, przenieść się w przeszłość do czasów kiedy nie przyjmowałaś do siebie tak wielu ciał, gdy tak często nie byłaś pokryta krwią! Wspomóż ją swoją siłą i determinacją! Odgoń od niej wszelki strach i spraw aby każdą sytuację znosiła bez problemu! Niech się stanie!"
Ziemia zadrżała pod nogami Hermiony. W pewnym momencie z podłoża wystrzeliły korzenie które objęły całą jej postać. Wplatały jej we włosy liście i delikatnie szarpały ubranie. Wyglądało to jak pieszczota...
Kiedy to już się uspokoiło dziewczyna stanęła pewnie na nogach i po raz ostatni potoczyła wzrokiem po tych twarzach przyjaciół. Westchnęła i ukucnęła przed świecą. Ogień zapalił jej knot a Hermiona wzięła ją w ręce i zaczęła mówić:
"Ventum, Ignem, Terras, Aque et Spiritus invocatis Time! Surge, perge adferque! Exsurge a futuro in praeteritum ruminabant! I renuntiare sibi et present! Objectum mine XXI annos abhinc!"*
Wszystkie żywioły otoczone fioletową powłoką zawirowały wokół dziewczyny. Po kilku sekundach zaczęły w nią wnikać i wtedy Hermiona zaczęła znikać.
A na polanie skonsternowana Rada nie miała zielonego pojęcia dlaczego wciąż PAMIĘTA po co się tam zebrali...

*~*~*

Brązowowłosa boleśnie wylądowała na leśnej ściółce w samym środku Rady. Zdziwione twarze stworzeń, na które patrzyła chwilę wcześniej w swoim czasie, wcześniej patrzące na nią z miłością teraz były wrogie.
- Witaj Rado. Nazywam się Hermiona Granger i jestem Córą Natury. Przybyłam tu z przyszłości. Mam dla was listy od tamtej Rady, proszę zanim mnie o coś oskarżycie, przeczytajcie je.
Dziewczyna wstała i podała jeden list Ojcu i drugi Pani Fae. Oni szybko przebiegli wzrokiem po linijkach tekstu i spojrzeli na mnie. Czułam że nie są do końca przekonani więc z rozłożonymi rękami podeszłam do Królowej Faerie i wyszeptałam jej do ucha:
- W moim czasie zdradziłaś mi swoje imię. Byłyśmy przyjaciółkami. Chciałaś byśmy były nimi i teraz. I coś mi podarowałaś. A twoje imię, Królowo, brzmi: Flaendidria.
Kiedy się odsunęłam, powiedziała lekko drżącym głosem:
- Mówi prawdę. Możemy jej zaufać.
- Dobrze więc. Witaj Hermiono Granger, Córo Natury. Rada i wszyscy mieszkańcy Lasu są gotowi ci pomóc. Czy potrzebujesz czegoś?
- Moglibyście mi podać dokładna datę dzisiejszego dnia, proszę.
- Oczywiście. Jest sobota, pierwszy września 1977 rok.
- Dziękuję. Chciałabym wiedzieć czy mogłabym tu przychodzić. W tamtych czasach byłam blisko z wami i wszystkimi stworzeniami z Lasu i chciałabym żeby było tak i teraz.
- Nie widzimy przeszkód Córko. Możesz przychodzić tutaj tak często jak tylko chcesz.
- Córko czy mogłabyś mi proszę powiedzieć cóż takiego ja z przyszłości ci podarowałam? Chodź ze mną, znam miejsce gdzie mogłybyśmy spokojnie porozmawiać.
- Z przyjemnością Pani.
Doszły do polany z wielkim drzewem - Ojcem Lasu. Usiadły między jego konarami i wtedy zaczęły rozmawiać. Hermiona wiedziała, że nie może powiedzieć jej wszystkiego ale rozmawiały szczerze i nie hamowały swoich emocji. Brązowowłosa opowiedziała jej nim była w swojej teraźniejszości, wyraziła swoje obawy i wyznała, że nie chce być tym kim los zgotował jej by była.
- Flaendidrio boję się... W swoim czasie przeżyłam tylko dzięki temu, że miałam przy sobie Remusa, a teraz...
- Masz mnie. Z pewnością zyskasz nowych przyjaciół w zamku.
- Wiem, ale to wciąż nie jest to samo. Im nie mogę zdradzić wszystkiego. I za jakiś tydzień będę od nowa to przeżywać... Rany, tajemnice, ukrywanie prawdy... I każde spojrzenie na Severusa, Lucjusza, Minerwę czy dyrektora będzie się łączyło za wspomnieniami o nich i o wsparciu jakie mi dawali. A o Remusie wolę już nie wspominać...
- Och kochanie... Nie martw się... Wszystko się jakoś ułoży...
- Sama w to nie wierzysz, przyjaciółko... Ale cóż, wybacz mi lecz czas goni. Muszę jeszcze zawitać do dyrektora... Przyjdę tu jutro, dobrze?
- Miałam cię o to poprosić. Będę czekać o szesnastej przy naszym drzewie.
- Dziękuję.
Dziewczyna wstała z ziemi i machinalnie otrzepała ubranie. Wtedy gałęzie Ojca Lasu jakby się rozciągnęły i przyjaźnie zaszeleściły. Hermiona leciutko się uśmiechnęła i ruszyła w stronę Hogwartu.
Droga minęła jej w absolutnej ciszy. Była już tak późna pora, że dziewczyna odrzuciła pomysł zajęcia kameleona podsunięty przez swoją przewrażliwioną podświadomość.
W spokoju dotarła do gabinetu dyrektora, gargulec odskoczył bez hasła ci było dla dziewczyny dziwnie ale nie miała zamiaru narzekać. Zapukała w drzwi i słysząc zdziwione proszę, weszła do środka.
- Dobry wieczór dyrektorze. Nazywam się Hermiona Granger i przybyłam tu z przyszłości by nie dopuścić do wojny a przynajmniej zniwelować jej zasięg.
Staruszek dość szybko się pozbierał i poprosił by usiadła a nawet zaproponował cytrynowego dropsa, na co dziewczyna tylko wywróciła oczami. Herbatą jednak nie pogardziła. Przesiedziała w jego gabinecie około dwóch godzin i opowiedziała jak najkrócej swoją historię. Początkowo Dumbledore nie chciał się zgodzić by została szpiegiem ale ona nie przyjmowała odmowy...
Wyszła z jego gabinetu z poczuciem starty i tak dobrze znanego jej ciężaru kłamstw. Kierowała się do swojego nowego dormitorium ale rum razem szczęście jej nie dopisało w pewnym momencie natknęła się na grupkę uczniów, delikatnie mówiąc, gwiżdżących na zasady...
- Łapa cicho! Bo jeszcze ktoś usłyszy...
- Tylko kto Rogaczu? Przecież jest czwarta nad ranem.
"Czwarta nad ranem? To już aż tak późno?" - to była pierwsza myśl brązowowłosej, natomiast druga brzmiała dużo gorzej - "Co do cholery tutaj robi Black i Potter?! Może jeszcze Remus, Pettigrew i Evans na dokładkę?! Czy oni wszyscy powariowali?!". Już praktycznie wrodzony instynkt szpiegowski kazał jej się natychmiast przykleić do ściany, podsłuchiwać dalej i rzucić na siebie kameleona i zaklęcie lekkich stóp. No i dokładnie tak zrobiła.
- Rogacz, Łapa... Wracajmy lepiej do dormitorium. - "Remus..." serce dziewczyny radośnie zatrzepotało.
- Co ty? Pękasz Lunatyku?
W odpowiedzi dało się słyszeć oburzone prychnięcie. Przecież on był gryfonem!
- Chłopaki... Remus ma rację... - w gryfonce zagotowało się ze złości, choć dobrze to ukryła. Jedynie jej ręce zacisnęły się w pięści a zęby złowieszczo zazgrzytały. Nienawidziła tego członka huncwockiej zgraji całą swoją istotą. Już Voldemorta lepiej znosiła a to dlatego, że on przynajmniej nikogo nie zdradził. A ten Pettigrew wydał swoich przyjaciół na śmierć!
- Przestań Glizdogonie. Co się może stać? A ty Lunatyku nie bój się, nie dostaniemy szlabanu. Ale Rogacz ma rację Łapo, bądź cicho.
- Moja Lils...
- Ty mi tu nie wpadaj w taki zachwyt! Trzeba dokończyć to co zaczęliśmy!
W Hermionie narastał niepokój. Bezszelestnie wyszła zza węgła i spojrzała na to co oni wyprawiają i aż osunęła się na podłogę z wrażenia. Jakimś cudem huncwoci z dodatkiem w postaci Lilly Evans zdobyli zwyczajne zdjęcia wszystkich nauczycieli, wydrukowali je na dużym formacie i dorysowali im różne akcesoria markerem.
Ledwo powstrzymując śmiech Hermiona klęczała na ziemi, gdy nagle:
- Chłopaki... I Lilly... - widziała jak na policzki Remusa wstępuje delikatny rumieniec - Ktoś tu jest.
Dziewczyna zaczęła się w myślach przeklinać: "Ty idiotko! Przecież Remus zawsze się szczycił swoim węchem! Coś ty sobie, do cholery myślała?!". Szybko i bezszelestnie wstała z podłogi by pobiec do swojego pokoju, który został jej przydzielony.
Ustaliła z dyrektorem, że nie zostanie przydzielona do żadnego z domów dopóki nie dołączy do śmierciożerców. Ale to nie zmieni faktu, że będzie miała prywatne dormitorium, które, nawiasem mówiąc, bardzo ułatwiało sprawę.
Brązowowłosa cicho westchnęła. Machnęła różdżką i wszystkie jej rzeczy zostały ładnie ułożone na półkach. Chwyciła piżamę i szybkim krokiem ruszyła do łazienki. Musiała się umyć i pójść spać, bo jutro czekał ją ciężki dzień.



* To po łacinie, mniej więcej miało znaczyć:
Na Wiatr, Ogień, Ziemię, Wodę i Ducha przyzywam cię czasie! Obudź się, powróć i zabierz mnie! Powstań z przyszłości, lecz obróć się w przeszłość! Wyrzekam się siebie i teraźniejszości! Cel mój: 21 lat wstecz!

3 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć ♥ Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :)
    http://daydanielaltanwing.blogspot.com/2016/03/lba-2-3.html
    Pozdrawiam, Iparis ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) Dawno nie było mnie tu, zaraz zabieram się do czytania :) A tymczasem zapraszam na nowy rozdział do mnie :) http://princess-in-slytherin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń