23 lip 2015

III JEŻELI CZŁOWIEK UKRYWA SWOJĄ KRZYWDĘ PRZED OSOBAMI KTÓRYM NA NIM ZALEŻY TO ZNACZY ŻE ON TEŻ SIĘ O NIE TROSZCZY

Przepraszam wszystkich czytelników za tak długą nieobecność, na tym jak i na drugim blogu. Tak teoretycznie mam wakacje ale miałam ogrom spraw na głowie, mam też życie poza blogiem i nie pomagają wakacje Pana Weny. Cholernie tęskniłam, a wy? Mam nadzieję że ten rozdział wam to zrekompensuje. Niestety nie obiecam wam dokładnej daty publikacji nowego rozdziału. Postaram się to zrobić jeszcze przed pierwszym sierpnia. Jutro pojawi się też rozdział na moim drugim blogu wraz z miniaturka dla Juli S.
ZA PIERWSZY KOMENTARZ POD TYM POSTEM MINIATURKA Z DEDYKACJĄ Z WYBRANYM PARRINGIEM NIE TYLKO Z HP, OCZYWIŚCIE JEŚLI ZNAM.
Życzę miłej lektury.
Wasza Kotka! 


III JEŻELI CZŁOWIEK UKRYWA SWOJĄ KRZYWDĘ PRZED OSOBAMI KTÓRYM NA NIM ZALEŻY TO ZNACZY ŻE ON TEŻ SIĘ O NIE TROSZCZY.

- Ja także już pójdę Albusie, Minerwo. Gdyby plany się zmieniły dam wam znać przez patronusa, a wy poinformujecie Zabini'ego, Notta i Malfoy'a, dobrze? Nie chcę im go pokazywać.
- Ale jadłaś już coś prawda, kochana?
- Tak Minerwo, dziękuję za troskę. 
- Dobrze więc, idź. 
- Do widzenia.
Dziewczyna chwyciła torbę i wyszła, a raczej wyślizgnęła się z gabinetu dyrektora. Tuż po zamknięciu drzwi znikła Lodowa Królowa a na jej miejscu znów była Mała-Panna-Wiem-To-Wszystko-A-Nawet-Jeszcze-Więcej-Granger.
W jej równe dotąd kroki wdarła się niezdarność, zaburzenia rytmu i potknięcia charakterystyczne dla osób nieobytych z aktywnością fizyczną, ramiona i plecy się zgarbiły, po ustach błąkał się lekki uśmieszek, a w oczach tańcowały radosne ogniki. A były to tylko zmiany które zaszły w związku z jej zdolnościami aktorskimi. Dochodziło do tego jeszcze skomplikowane zaklęcie makijażowe, które jej paznokciom nadawało wygląd długo obgryzanych i dzięki któremu włosy wyglądały na jeszcze bardziej nieopanowane.
To już był jej nawyk. Nawet nie. To był jej ratunek. Musiała grać żeby przeżyć.
Kierowała się na Wieżę Astronomiczną. To było jedno z "jej" miejsc, do pozostałych zaliczały się: biblioteka, hogwarcka kuchnia, jej pracownia i laboratorium oraz, co może wydawać się zaskakujące, Zakazany Las. Las był za daleko, u skrzatów już była, biblioteka na czas posiłków była zamknięta, gdyby poszła do pracowni czy laboratorium nie wróciłaby na lekcje, a z Wieży był tak niesamowity widok. Zresztą lubiła tam przebywać. To ją uspokajało i wyciszało.
Za każdym razem gdy wchodziła po schodach prowadzących na jej szczyt myślała jak łatwo byłoby po prostu skoczyć. Odciąć się od ponurej rzeczywistości, zapomnieć o okropnych przyrzeczeniach i obowiązkach. Nawet jeżeli po śmierci miałaby już nie istnieć. Nie obchodziło to jej. Liczył się tylko brak uczuć i niemożliwość zranienia w jakikolwiek sposób. Zawsze jednak przychodziło opamiętanie. Wiedziała że bez niej mają 90 procent szans na przegraną w tej wojnie. Do tego otrzymaną ogromnym kosztem.
Biorąc pod uwagę stan Zakonu i zasadę Dumbledore'a: po co komu notatki skoro mam doskonałą pamięć, dziewczyna dziwiła się jak przetrwali dotychczas. Starała się im pomóc jak tylko mogła nie spalając swojej przykrywki. Podsuwała w różny sposób, różne pomysły, różnym członkom Zakonu, a na spotkaniach z Albusem i Minerwą omawiała strukturę Zakonu i wprowadzała zmiany w życie. W między czasie uczęszczała na spotkania śmierciożerców, uczyła się, odrabiała prace domowe, zajmowała się przyjaciółmi i wypełniała jeszcze jedno zobowiązanie. I tak miesiąc za miesiącem, tydzień za tygodniem, dzień za dniem, godzina za godziną, minuta za minutą i sekunda za sekundą.
Delikatne skrzypnięcie drzwi i podmuch wiatru powitały Hermionę na szczycie Wieży. Brązowowłosa podeszła do barierki, oparła na niej łokcie, wychyliła za nią górną połowę ciała i zamknęła oczy. Nie myślała o niczym, po prostu wsłuchiwała się w wiatr i odgłosy przez niego przyniesione. Cieszyła się samotnością.
W pewnej chwili z pomiędzy warg dziewczyny wymknęło się westchnienie i kilka sekund później, a minutę przed lekcją, Hermiona wyprostowała się. Wzięła torbę zostawioną koło drzwi i udała się pod salę od transmutacji. Weszła do niej jako ostatnia i zajęła swoje zwyczajowe miejsce. Wyjęła z torby podręczniki i otworzyła je na odpowiednim temacie. Harry i Ron nawet nie zdążyli się odezwać, bo do sali od razu weszła profesor McGonagall i zaczęła prowadzić lekcję. Przez całą godzinę dziewczyna pilnie notowała i nie podnosiła wzroku znad pergaminu, bo choć temat był jej znany opóźniało to kłótnię z chłopakami. Harry poszedł jej na rękę i usiadł pomiędzy nią a Ronem. Oboje wiedzieli że to rudy z ich trójki jest najbardziej porywczy, a przecież nie chcieli skandalu w klasie.
Gdy zadzwonił dzwonek dziewczyna spakowała się jako pierwsza i zaczęła rozmawiać o czymś z nauczycielką. Chłopcy nie zwracając na nią uwagi wyszli z sali. Jej plan był prosty: unikać ich i dopiero gdy będą w Pokoju Wspólnym prawie sami, podejść do nich i najprawdopodobniej rozpętać awanturę na skalę światową, oczywiście nie zapominając rzucić Silencio... Chociaż mogła się domyślić, że jej się to nie uda.
Ostatnia lekcja przed przerwą obiadową, czyli zaklęcia z puchonami. Dzwonek. Kolejna rozmowa z nauczycielem w oczekiwaniu na opuszczenie sali przez chłopaków. Tym razem jednak nie miała przerwy pięciominutowej, tylko półtoragodzinną. I musiała zjeść coś bo żołądek już jej dawał znać, ale wiedziała że w kuchni nic nie dostanie właśnie przez obiad. Chcąc, nie chcąc musiała więc pójść do Wielkiej Sali. Udała się tam jakieś dwie minuty po swoich przyjaciołach. Kiedy oni usiedli na swoich miejscach, czyli gdzieś tak w połowie stołu, dziewczyna zaczekała aż ktoś usiądzie koło nich i zasłoni chłopakom widok na wejście do sali i dopiero wtedy usiadła na jak najdalszym miejscu od nich. Pech niestety chciał, że zbiegło się kilka czynników (Hermiona właśnie wstawała od stołu, komuś kto siedział koło Rona coś spadło na ziemię więc się po to schylił, rudy spojrzał przypadkowo w tamtą stronę i wykrzyknął: Hermiona zaczekaj!) i tak właśnie jej misterne plany runęły w gruzach. Zamarła w pół kroku, widząc jak niewiele dzieli ją od wyjścia. I choć wiedziała że w tej chwili ucieczka nie jest rozwiązaniem to mimo wszystko była to kusząca opcja. Miała cichą nadzieję że może chłopak nie zamierza wywołać awantury na środku sali, przy wszystkich, ale oczywiście się przeliczyła. Przecież to Weasley, a oni nie mają ani odrobiny wyczucia. Odwróciła się więc powoli, w duchu już krzycząc z bólu, który będzie czuła na najbliższym zebraniu.
- Słucham Ron?
- Gdzie ty się podziewasz?! Kiedyś spędzaliśmy razem całe dnie, a teraz?!
- Ron, ja...
- Ty co?!
- Panie Weasley! 5 punktów od Gryffindoru za nieodpowiednie zachowanie!
Profesor McGonagall próbowała poskromić rudego ale nic to nie dało. Wręcz przeciwnie, ten okrzyk spowodował że każdy nie wyłączając nauczycieli się na nich patrzył.
- Znalazłaś sobie nowych lepszych przyjaciół...
- Panie Weasley! Nie jest to ani czas ani miejsce na kłótnie! 10 punktów od Gryffindoru!
Tym razem zainterwaniował sam dyrektor a ten pajac dalej szedł w zaparte.
- ...czy może chłopaka i już nas nie potrzebujesz?!
- NIE! Jak możesz mnie o to posądzać?!
- Normalnie! I co niby miało znaczyć twoje wczorajsze zachowanie?! I jak...
- No, no, no... Więc i Święta Trójca ma problemy. Normalnie nie do uwierzenia!
Pomogła jej i to z wyśmienitym skutkiem osoba której w życiu by o to nie podejrzewała, Draco Malfoy. Wiedziała że on to zrobił dla niej, bo rozumiał że na Rona podziała tylko prowokacja ze strony znienawidzonego ucznia. I udało się.
- Nie wtrącaj się Malfoy! To nie twoja sprawa!
- Wygląda na to że moja skoro załatwiasz ją na środku Wielkiej Sali wtedy kiedy wciąż w niej jestem.
Twarz rudego przybrała kolor dojrzałego pomidora, a stół Slytherinu wył ze śmiechu, nawet niektóre osoby z innych domów próbowały ukryć swoje rozbawienie. Blondyn wraz z Nottem i Zabini'im rzucili rudemu pogardliwe spojrzenia i zajęli się posiłkiem. Weasley bezsilnie zacisnął pięści, zazgrzytał zębami, zatrząsł się z tłumionej wściekłości i wybiegł z Sali. Chłopak długo jeszcze słyszał goniące go salwy śmiechu.
Kilka sekund później podążył za nim Harry posyłając Malfoy'owi spojrzenie pełne wściekłości, a Hermionie złowrogie. Dziewczyna obawiała się trochę ich reakcji.
Jako że stała blisko miejsca dyrektora usłyszała jak mówi:
- 10 punktów dla Slytherinu za specyficzne wyratowanie przyszłej przyjaciółki z kłopotów.
- I szlaban dla pana Pottera i pana Weasley'a na powiedzmy... 10 następnych weekendowych wieczorów. Już ją im znajdę zajęcie!
Przyklasnęła mu profesor McGonagall. Dziewczyna była im obojgu niezmiernie wdzięczna.
W końcu wyszła na korytarz, rzuciła na siebie zaklęcie cienia i czekała. Po piętnastu minutach wyszedł nareszcie jej obiekt wraz z dwójką przyjaciół. Wszyscy troje choć pozornie weseli mieli ponure humory. Oczywiście mowa o Teodorze, Blaise'sie i Draconie. Jako że mieli jeszcze godzinę przerwy dziewczynie wpadł do głowy pewien pomysł. Zrównała z nimi krok i szepnęła do nich:
- Chłopaki! To ja, Hermiona! Chodźcie za mną do Pokoju Życzeń. Wszystko wam zaraz wyjaśnię.
Trójka ślizgonów wymieniła spojrzenia i ruszyła w odpowiednim kierunku.
Gdy dotarli na miejsce ich oczom ukazał się przytulny pokój w ciepłych kolorach z czterema fotelami, kominkiem z wesoło trzaskającym ogniem i dębowym stolikiem. Kiedy weszli do środka i drzwi się za nimi zamknęły dziewczyna zdjęła z siebie zaklęcie jednocześnie siadając w fotelu. Gestem zachęciła ich by i oni usiedli.
- Powiedz w końcu po co nas tu przyprowadziłaś Granger?
- Z twojego powodu Malfoy.
- Jak rozumiem i na ciebie podziałał mój zniewalający urok?
- Muszę cie rozczarować, ale nie jesteś w moim typie.
- No i widzisz Smoku! Poznała się na tobie i wie, że Diabeł wcale nie taki straszny jak go malują. Nie mam racji?
Uśmiech i tekst Zabini'ego zmuszały do ogólnej wesołości i nawet Hermiona po raz pierwszy od długiego czasu szczerze się uśmiechnęła.
- Pudło Zabini. Ale nie przejmuj się jest jeszcze wiele dziewcząt na świecie, może się którejś spodobasz.
Po chwili ogólnego rozbawienia Hermiona przeszła do sedna:
- Przyprowadziłam was tu bo chciałam ci podziękować Malfoy. Tak więc dzięki za pomoc.
Kończąc ostatnie słowo wyciągnęła w jego stronę rękę.
- Hermiona.
Nie czekając ani chwili odparł z uśmiechem, ściskając jej dłoń:
- Draco, dla przyjaciół Smok. I nie ma za co.
- Ej, a my?! Blaise, dla przyjaciół Diabeł.
Czarnoskóry jednak, zamiast podać jej dłoń serdecznie ją uściskał.
- Jeszcze ja, jakbyście zapomnieli. Puść ją Diable bo zaraz ją udusisz. Teodor, dla przyjaciół Teo.
Czarnowłosy zachował się jak gentalman i delikatnie musnął wargami dłoń dziewczyny.
Kiedy z powrotem usiedli, Hermiona z racji tego że musiała, poruszyła temat o którym mogła rozmawiać z nimi tylko sam na sam.
- Miło mi że w końcu się poznaliśmy jednak muszę z wami o czymś porozmawiać. Wiem że wiecie że to mnie wczoraj torturował Czarny Pan ale proszę nie mówcie tego Minerwie i Albusowi, ja... Powiedzmy że mam swoje plany i ich nadmierna troska może je pokrzyżować, a jeżeli tak się stanie to przegrany tę wojnę. A na to nie możemy pozwolić. Ani ja, ani wy. I nie ma mowy o żadnych układach, pracuję sama.
- Nikomu nie powiemy, ale skoro nie chcesz nam zdradzić swoich planów pozwól nam pomóc sobie inaczej.
- Nie wiem, zastanowię się. Nie naciskajcie, to jedyne co wam mogę o... Szybko zareagował...
- Co? Kto?!
- Powiedzcie Minerwie i Albusowi, że to nagły wypadek i idźcie na lekcje. Nasze wieczorne spotkanie nadal aktualne. Tak sądzę.
Znowu rzuciła na siebie zaklęcie cienia i nie tracąc czasu na chodzenie po zamku zażyczyła sobie okna jak najbliżej ziemi i wyszła przez nie. I chociaż oni tego nie widzieli pobiegła prosto do Zakazanego Lasu.



8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: przestań dodawać po dwa komentarze bo mnie to nerwowo rozstraja!
      Po drugie: czytaj to powoli: t e n b l o g, t a h i s t o r i a, j e s t o s z p i e g o w a n i u p r z e z p a n n ę G r a n g e r!

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Sorry ojciec, że tak ostro ale... Nie takiej reakcji się spodziewałam.

      Usuń
    4. Sorry ojciec, że tak ostro ale... Nie takiej reakcji się spodziewałam.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Po pierwsze to spójrz że Twoje komentarze tez się podwajają wiec to nie moja wina. Po drugie nie zaczaiłaś o co mi chodziło a po trzecie wydaje mi się że sprowadziłaś tutaj Dumbledora do roli zdziecinniałego staruszka który nie ma pojęcia co naprawdę dzieje się z Hermioną a przecież tylko przed nim czarny pan czuł respekt. Cały ciężar składasz na barki Hermiony..i czytam dokładnie

    OdpowiedzUsuń