10 gru 2015

LOVE IS THE ONLY THING STRONGER THAN TIME AND DEATH (H.G+R.L., N.T+S.S. i wiele innych) CZĘŚĆ 1

Tak wiem to nie rozdział, przepraszam ale nie mam na niego weny. Postaram się dodać jakoś niedługo nowy tu i na moim drugim blogu. A czytelników z wattpadem zapraszam na opowiadanie Amaris - Królowa Smoków.
Tak w ogóle to jutro, w sumie już dziś bo 10.12 są moje urodziny, tak więc pierwszą część miniaturki potraktujcie jako prezent urodzinowy. Sadzę że końca następnego tygodnia maks. pojawi się jej druga część.
Miniaturka ta powstała poprzez pewien filmik z YouTube'a: "The Only Treasure • Remus Hermione" autorstwa Eleanor Connelly. Nie wiem czemu, po prostu tak się stało. Obejrzyjcie, jeśli chcecie, jeśli nie to przeczytajcie moją miniaturkę.
Zapraszam!


LOVE IS THE ONLY THING STRONGER THAN TIME AND DEATH...

"Wielka Bitwa skończyła się wygraną Zakonu. Zresztą nie było mowy o innym końcu. Przecież ona, Severus i Dumbledore sami to opracowali. Teraz Severus nie żył. To nie tak miało być. Po co ten głupek uratował jej życie?! Ta Sectumsempra była przeznaczona dla niej... Po jaką cholerę on się poświęcił?! Tonks będzie załamana, jeżeli ona... Nie! Nie wolno ci tak myśleć Hermiono! Ona żyje i ma się dobrze. Tak samo jak Remus. To jego głupie poświecenie i jeszcze głupsze ostatnie słowa: "Hermiono, ty zasługujesz na normalne życie... Powiedz Tonks, że... że przepraszam i że zawsze będę na nią czekać i... i chcę by była szczęśliwa bo... bo ją kocham..." Co jej po czymś takim?!
Jak mogłeś to zrobić Severusie-bezmyślny-Tobiaszu-idioto-Snape?! Jak mogłeś to zrobić jej?! Jak mogłeś to zrobić nam? Przyjacielu..." - takie były myśli Hermiony Granger tuż po końcu wojny z Ridle'em.
Dziewczyna wiedziała że powinna być razem z innymi w Wielkiej Sali, ale nie mogła. Dyrektor i tak sam sobie dobrze poradzi, tak jak zawsze.
Szła przez gruzy Hogwartu, rozmyślając o tym że musi ich odnaleźć. Nie przyjmowała do wiadomości tego co mówił jej rozsądek: że gdyby żyli już dawno temu przyszliby do Wielkiej Sali. On żeby wesprzeć ją, a ona jego. Nie chciała uwierzyć w to co mówiła jej niezawodna intuicja: że oboje są martwi.
Kierowała się na Wieżę Astronomiczną, tam ich przydzielono. Schody i ściany się rozpadały a ona zaczęła biec. Mijała sterty gruzu. Na szczycie zwolniła. Jednak na przekór temu jej serce biło coraz szybciej, uderzenia dźwięczały jej w uszach. Tuż obok jednej ze stert kamieni jej wzrok przyciągnęła ręka. Dłoń którą wielokrotnie trzymała, całowała i ściskała. Dłoń należąca do człowieka, który pokazał jej światło w ciemnościach. Człowieka który ją znał, rozumiał, nie potępiał, kochał, ubóstwiał, pocieszał, rozśmieszał, przytulał, słuchał i pomagał. Człowieka przy którym poznała smak raju, przy którym czuła się piękna i wyjątkowa.
Jak oszalała rozgarniała gruz. Raniła sobie całe ręce, pokrywała się coraz większą warstwą kurzu, a jej ubranie miało coraz więcej dziur, ale nie dbała o to. Liczyło się dla niej tylko to co było pod kamieniami. To co tam znalazła złamało ją.
Najpierw zobaczyła plecy Tonks. Widocznie próbowała go odepchnąć od rozpadającej się ściany. Jej puste oczy były pełne miłości, radości i zgody, a kąciki sztywnych warg wygięte lekko ku górze. Dziewczyna upadła na kolana i zaczęła się trząść. Długo nie mogła się przemóc żeby podnieść ciało Tonks i położyć je obok. W końcu cudem, zdrętwiałymi dłońmi zamknęła jej oczy i położyła ją obok. I zamarła. Nie potrafiła się odwrócić. Nie chciała zobaczyć tego drugiego ciała. Wiedziała kto to ale wciąż wmawiała sobie że to nie on. Po długich minutach, powoli zamknęła oczy i zaczęła przekręcać głowę. Wtedy jej serce ledwo biło, oddech stał się chrapliwy. Otworzyła oczy.
Nagle nie miała czym oddychać. Zaczęła przecząco kręcić głową. Przyłożyła sobie dłonie do ust.
- Nie. Nie, nie, nie, nie... To nie prawda... To nie może być prawda... Nie, nie nie...
Szeptała nie zgadzając się z tym co widzą jej oczy. Wyciągnęła drżące ręce i położyła je na torsie swojego martwego ukochanego. Łzy płynęły po jej twarzy tworząc bruzdy w kurzu a ona wciąż powtarzała swoje nie. Zamilkła. Spojrzała na Tonks, w myślach widziała Severusa, ich razem, obydwoje szczęśliwi z uśmiechniętym synkiem, teraz martwi. Przez nią. Potem Remus i ta jego bezgraniczna duma i szczeniacka radość z niej. To spojrzenie, które mówiło jak bardzo ją kocha, teraz jest puste. I to też jej wina. Szloch wyrwał się z jej ust a łzy pociekły większym strumieniem. Jej dłonie sunęły po martwym ciele Remusa Lupina, by zatrzymać się na jego ramionach. Uniosła jego tors i przycisnęła do siebie, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Przez chwilę kołysała się z nim w ramionach, poczym położyła go i zamknęła mu oczy. Szloch wstrząsał jej piersią a łzy zniekształcały głos ale nie zważała na to:
- Przepraszam... Przepraszam. To ja powinnam leżeć na waszym miejscu... Tyle wycierpieliście, zasłużyliście na szczęście... Tak bardzo was kocham... Tonks, muszę ci to powiedzieć. Severus zginął bo mnie uratował. Zanim umarł chciał żebym ci przekazała że on cię kocha i czeka na ciebie i że chce żebyś miała normalne życie... Teraz oboje nie żyjecie... Mały Teddy został sam... Nie powinniście byli umierać! Żadne z was! To powinnam być ja! JA! Jak śmieliście?! Wracajcie! Potrzebuję was... Za co?! ZA CO!? Wiem, nie zasłużyłam na szczęście ale oni tak! Muszą żyć! Ja powinnam być martwa! Ja! JA! Nie oni! To boli! Daj mi umrzeć! Zabij mnie! Ja nie chcę żyć! Nie bez niego!
Powoli położyła głowę na piersi Remusa, jedną ręką obejmując go w pasie, a drugą trzymając dłoń Tonks. Zaczęła bardziej szlochać.
- Przepraszam... Przepraszam! Nigdy nie chciałam żeby ktokolwiek zginął przeze mnie... Przepraszam...
Długi czas klęczała w takiej pozycji.
Potem wyprostowała się wciąż będąc na kolanach. Wplotła sobie ręce we włosy i zacisnęła je w pięści. Łzy wciąż płynęły jej po policzkach, ale już nie szlochała. Przerażającą ciszę rozdarł jej krzyk. Był głośny, przeraźliwy i pełen bólu typowego dla osoby której właśnie rozpadł się świat.

WIELKA SALA
- Albusie!
- Co się stało Minerwo?
- Severus, Remus i Tonks nie żyją a Hermiona zniknęła!
Dyrektor zbladł i zwiotczał.
- Na Merlina... Biedna dziewczyna... Do tego jeszcze Ted... Czas na ujawnienie swoich tajemnic...
- Jesteś pewien że to dobry moment?
- Hermiona poszła ich szukać, a kiedy ich znajdzie na pewno się dowiemy. Sadzę że najlepszym co możemy teraz dla niej zrobić to zostawić ją w spokoju. Trzeba im w końcu uświadomić komu zawdzięczają wolność...
- Tak, masz rację... Chodźmy więc.
Dyrektor wstał, podniósł różdżkę i poprosił o ciszę.
- Posłuchajcie mnie, moi wierni przyjaciele! Każdy z nas stracił w tej wojnie kogoś bliskiego, czasami wiele drogich osób. Każdego z nas dotknęła strata, każdy z nas musiał z czegoś zrezygnować. Doceniam to i bardzo wam dziękuję. Ale nikt nie poświęcił tyle co ci którym zawdzięczamy to że my wciąż żyjemy i zwyciężyliśmy. Tym osobom winniśmy dziękować, moi mili!
W tym miejscu przerwał. Mniej więcej w tym czasie Hermiona wbiegała na szczątki Wieży. Dyrektor widział konsternację na wielu twarzach. Zdumienie powoli wypędzało smutek i zmęczenie, choć to pierwsze wciąż malowało się w oczach. Dwie twarze tylko różniły się od innych: Harry'ego i Ronalda. Tą pierwszą przygniatał smutek i poczucie winy połączone z ulgą, ta druga natomiast była pełna dumy. Był pewien że dyrektor mówi o nim.
- Są to osoby niezwykłe, które zawsze dażyłem ogromnym zaufaniem i szacunkiem. Zdaję sobie sprawę przyjaciele, że nazwiska które zaraz wymienię, są wam znane i macie już wyrobione opinie o tych osobach, jednak ośmielę się poprosić was o odsunięcie ich na bok.
Znów przerwał i powiódł wzrokiem po twarzach wszystkich zgromadzonych. Wtedy Hermiona odkładała ciało Tonks.
- Przyjaciele! Chciałbym podziękować z całego serca osobom bez których nie byłoby nas tu! Severus Snape! Harry Potter! Lucjusz, Narcyza i Dracon Malfoy! Blaise Zabini! Pansy Parkinson! Astoria Greengras! I... Hermiona Granger!
Na sali zawrzało. Każdy się przekrzykiwał:
- Ależ Albusie! Severus - tak, Harry - oczywiście, ale ci śmierciożercy!? I co do tego ma Hermionka?! (Molly)
- Albusie czy te dropsy całkiem wygryzły ci mózg?! Dziękujesz śmierciożercom! I co do tego ma Granger?! (Moody)
- Nie  śmierciożercom a szpiegom! Na naszą prośbę od długiego okresu czasu infiltrowali popleczników Voldemorta! Każdy z nich poza Potterem, który go pokonał! Czego nie zrobiłby bez nich! Prawdopodobnie żadne z nas nie dożyłoby tej chwili gdyby oni nie zostali szpiegami! (Minerwa)
- CISZA! - krzyknął dyrektor głosem wzmocnionym przez zaklęcie Sonorus - Moi drodzy! Zachowujmy się godnie! Dziękuję im za ich poświecenie i liczne ofiary i moim życzeniem jest żebyście traktowali ich z szacunkiem na jaki zasłużyli! Każdy z nich poza Harry'm był moim szpiegiem w szeregach śmierciożerców, tak Hermiona również. Uczniowie już od dwóch lat infiltrowali tamto środowisko. Hermiona do tego służyła mi radą w wielu działaniach i była nieocenionym strategiem, dzięki niej zyskaliśmy wielu sojuszników.
Zapadła cisza. Każdy kto znał tę dziewczynę nie potrafił pogodzić się z tym co oznajmił im dyrektor. A kto nie znał jej osobiście też nie mógł w to uwierzyć po tym co słyszał na jej temat. Poza tym była przecież przyjaciółką Pottera, szlamą i gryfonką. Jak mogłaby zostać śmierciożerczynią?
- Wiem że może to być dla was ciężkie do przyswojenia i dlatego...
Ciąg dalszy przemowy dyrektora przerwał krzyk Hermiony. Nie wszyscy wiedzieli czyj on jest ale każdy się skulił. Ci którzy wiedzieli zbledli i z krzykiem "Hermiona!" na ustach, wybiegli z sali. A byli to: Albus Dumbledore, Minerwa McGonagall, Blaise, Astoria, Pansy, Draco i państwo Malfoy. Jak jeden mąż rzucili się na Wieżę Astronomiczną. To co tam zastali zaskoczyło ich, choć to mało powiedziane.
Dotarcie na Wieżę zajęło im kilka minut, podczas których Hermiona się pozbierała. Nie było już rozhisteryzowanej dziewczynki, której świat legł w gruzach, a wyniosły Mistrzowski Szpieg kontrolujący każdą emocję i każdy mięsień do perfekcji.
- Hermiono czy... czy wszystko w porządku?
- Głupie pytanie Draco. Wygraliśmy. Wojna skończona, Harry znowu pokonał Voldemorta. Teraz przyszedł czas na odpoczynek, czyż nie?
- Tak, ale jak ty się czujesz?
- Dobrze Blaise. Cieszę się że to koniec. Dyrektorze w czym mogę pomóc?
- Ależ Hermiono...
- Wiele osób jest jeszcze pod gruzami, ludzie nie są już zdolni do jakichkolwiek czynności po zobaczeniu trupów swoich bliskich a reszty nie można tam zostawić.
- Wspaniale. Zajmę się tym.
- Acha i przywódca centaurów prosił żebym ci przekazał że chce z tobą pomówić.
- Dobrze, dziękuję panu, dyrektorze.
Dziewczyna machnęła ręką i oba ciała uniosły się w górę. Lewitowały za nią aż do Wielkiej Sali. Nie zwracając uwagi na panujące milczenie i dziwne spojrzenia, Hermiona złożyła ciała Tonks i Lupina na ziemi i odwróciła się z powrotem do wyjścia. Czując za sobą stadko osób wpatrzonych w nią i podąrzających za nią krok w krok, odwróciła się:
- Panie Malfoy pańskie posiadłości nie ucierpiały w czasie tej wojny i sadzę że czas teraz zrobić z nich użytek. Niech pan zabierze wszystkich na kolację, czy sen do swojego domu.
- Tak to świetny pomysł. Młodzieży, kochanie idziemy, teraz i żadnych ale.
- Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia.
Hermiona przeszła cały zamek wzdłuż i wszerz, do Wielkiej Sali przyniosła jeszcze około 20 ciał martwych osób. Zajęło jej to przeszło trzy godziny. Potem udała się do Zakazanego Lasu. W samym jego środku spotkała Radę Stworzeń*.
- Zbliż się, córko. Czekaliśmy na ciebie.
- Ojcze, Rado. W czym mogę służyć?
- Ty dość już nam służyłaś.
- Nie rozumiem, Pani Fae.
- Nie odtrącamy cię. Chcemy ci pomóc.
- Pomóc? W czym, Wielki?
- Wiemy co poświęciłaś podczas tej wojny i wiemy jak wielka strata cię spotkała. Nie obawiaj się córko, przy nas możesz być sobą.
Na te słowa oczy dziewczyny wypełniły się łzami. Pani Fae objęła ją i pozwoliła jej się wypłakać na swoim ramieniu.
- Płacz córko, płacz. Każdy zasługuje na chwilę wytchnienia. Wiemy że kiedy będziesz z innymi ludźmi będziesz ukrywać swój żal.
Nie płakała długo, ale te chwile przyniosły jej o wiele więcej wytchnienia niż trzy samotne godziny.
- Dziękuję wam.
- Pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile widziana, córko.
- Jednak my chcieliśmy powiedzieć ci coś ważnego.
- Co takiego?
- Jest pewien rytuał pozwalający zmienić przeszłość, przenosząc kogoś kilkadziesiąt lat wstecz. Działa mniej więcej jak Zmieniacz Czasu ale na dużo większą skalę.
- Po co mi to mówicie?
- Wiele set lat temu obrzęd ten został zakazany przez panującą wtedy Radę, jednak z przykazaniem że kiedy skończy się wojna z tym który nie wie co to miłość, Córa Natury, która straci wszystko będzie mogła go odprawić.
- Chodzi... Chodzi o mnie?
- Tak.
- Ale...
- Jeżeli wyrazisz zgodę będziesz mogła zmienić przeszłość. Zdusić wojnę zanim jeszcze się zaczęła. Pokonać Toma Ridle'a i sprawić że Harry będzie miał rodziców. Ocalić każdego kto był tobie drogi.
Dziewczyna znieruchomiała. Nie chciała dać się obudzić nadziei, wiedziała że gdyby to się nie powiodło nie przeżyłaby.
- Jakie są konsekwencje?
- Nigdy więcej tu nie powrócisz. Jeżeli uda ci się coś zmienić w przeszłości skutek pojawi się teraz. Nikt poza tymi których poznałaś w przeszłości nie będzie cię pamiętał.
Hermiona drgnęła mimowolnie. Rozważyła wszystkie za i przeciw i odparła:
- Kiedy można go wykonać?
- Tylko podczas pełni. Najbliższa będzie za trzy dni. Bądź o północy na tej polanie.
- Oczywiście. Dziękuję wam.
- Zanim wrócisz, chodź ze mną do pałacu. Chcę ci coś podarować.
Obie kobiety ruszyły na wschód, zagłębiając się w gęste zarośla. Nic nie mówiły. Poruszały się bezszelestnie i cieszyły się ciszą i obecnością tej drugiej. Po godzinie marszu ich oczom ukazał się śnieżnobiały pałac. Kobiety pozdrowiły strażników i weszły do środka. Tam udały się do komnat Królowej.
- Poczekaj tu na mnie, moja droga.
Po dwóch sekundach władczyni wróciła.
- To jest list do mnie z przeszłości ode mnie z teraźniejszości. Bez niego wątpię czy tamta ja by ci uwierzyła, kochana a chcę żebyś miała we mnie przyjaciółkę.
- Dziękuję ci Pani.
- Mów mi Flaendidria, proszę. W razie gdyby list nie wystarczył powiedz tamtej mnie, moje imię. Wtedy na pewno ci zaufa.
- To dla mnie zaszczyt Flaendidrio.
-To nie koniec, kochana. Wiem że ludzka pamięć jest ulotna i często zapomina się szczęśliwe przeżycia. I choć twój umysł, pod tym względem jest bardziej podobny do mojego to pomyślałam że mimo wszystko to ci się przyda. Ta kula jest podobna trochę do myślodsiewni. Możesz jej przekazać wszystkie wspomnienia i te dobre i te złe i powrócić do nich w każdej chwili.
- To  niesamowity prezent, nie sadzę żebym była go warta, Flaendidrio.
- Gdybyś nie była, to byś tu teraz nie siedziała. To jest twój osobisty klucz do skrytki w banku Gringotta, nie zgub go.
- Nigdy! Ale to zbyt wiele!
- Ćśśś... Mój ostatni prezent to ta bransoleta. Chciałabym abyś nosiła ją codziennie. Jeżeli kiedyś będziesz w kłopocie ona podpowie ci jakieś wyjście z sytuacji.
- Ach Flaendidrio... Dziękuję. Nawet nie wiem jak się odwdzięczyć...
- Nic nie musisz robić, kochana. Wystarczy że będziesz pamiętać. Mam tutaj jeszcze jedną rzecz. Ten kamień dostałaś od Praojca Lasu, a łańcuszek na którym jest zawieszony pochodzi z jego liści. Noś go zawsze przy sobie. Rozbłyśnie jeżeli będzie grozić tobie albo twoim przyjaciołom niebezpieczeństwo. Ma jeszcze jedną właściwość: jeżeli zamkniesz go w dłoni i pomyślisz życzenie - ono się spełni. Sadzę że powinnaś go odwiedzić, w przeszłości.
- Tak zrobię Flaendidrio.
Trzy godziny później wróciła do Zamku i udała się prosto do gabinetu dyrektora. Zaskoczyła ją obecność całego Zakonu i szpiegów ale nie okazała tego po sobie. Nikt nie zauważył że weszła, więc stanęła z tyłu i słuchała.
- Miło mi, że przyszliście i wiem że macie wiele pytań, więc słucham.
- Czemu nam nie zaufałeś i nie powiedziałeś o swoich szpiegach?
- Ależ Alastorze, to nie była kwestia braku zaufania tylko bezpieczeństwa waszego i ich.
- Kto wiedział?
- Przyjacielu niewiele osób. Ja, Minerwa, Severus, oni sami i... Remus i Tonks. Obydwoje z konieczności.
- No dobrze, dobrze ale jak mogłeś wplątać w to Hermionkę? Przecież to jeszcze dziecko!
- Molly! A Dracon, a Pansy, Blaise i Astoria? A poza tym moja droga...
- Z całym szacunkiem pani Weasley, ja nie jestem małą dziewczynką już od dawna.
- Kochanieńka ledwo co skończyłaś 17 lat! Byłaś przecież nieletnia kiedy zaczęłaś szpiegować!
- To nieprawda. Mam urodziny we wrześniu, a do Hogwartu można przyjść dopiero mając skończone 11 lat. Do tego w młodości byłam dość chorowitym dzieckiem. 17 września tego roku skończyłam 20 lat. To po pierwsze, a po drugie to niech pani i wszyscy tu obecni zapamiętają raz na zawsze: nikt mnie do niczego nie zmuszał. Chciałam pomóc Harry'emu i to zrobiłam. I tyle. Nawet powiem więcej, dyrektor próbował mnie odwieźć od tego pomysłu ale kiedy wiem że coś jest słuszne to potrafię być uparta. Do tego - z całym szacunkiem do wszystkich tu obecnych - sadzę że gdyby nie nasze informacje Voldemort już dawno temu by wygrał.
Zapadła cisza, w końcu odezwał się Syriusz:
- Ja mam pewne pytanie: z jakiej to konieczności Remus i Tonks wiedzieli o szpiegach?
- Teddy to tak naprawdę syn Severusa i Tonks, to oni byli małżeństwem.
Odparł szybko dyrektor. Syriusz uporczywie wpatrywał się w twarz Hermiony.
- A Remus?
- Czemu wiedział? Czy czemu ty nie wiedziałeś? - Hermiona zbliżyła się do Blacka krokiem polującej pantery, brakowało jej tylko ogona kołyszącego się w rytm jej kroków - Pewnie się zastanawiasz, czym ci mogę zagrozić, czyż nie? Myślisz że niczym, ale mylisz się. Znam cię. Całego, na wylot. Wiem na przykład że nasz szanowny, niezwyciężony bohater, Syriusz Black, przestał spać z misiaczkiem mając 13 lat i dokąd nie został wyklęty skarżył się mamusi. Wiem kto był twoją miłością i czemu dała ci kosza. Mam wymieniać dalej? Nie? Więc dalej mam ci wytłumaczyć krok po kroku czemu ty o tym nie wiedziałeś? Nie? No cóż, szkoda... Ktoś jeszcze ma jakieś pytania? Odpowiem na wszystkie.
Przez kilka sekund cisza dźwięczała wszystkim w uszach kiedy nagle odezwał się najmłodszy syn państwa Weasley:
- Zmieniłaś się!
- To nie było pytanie.
Po chwili on podszedł do niej cały czerwony na twarzy i się zapowietrzył. Dosłownie. Próbował coś jej powiedzieć ale jedyne co mógł robić to łapać powietrze. Wyglądał przy tym jak ryba wyciągnięta na brzeg.
- Tak więc może ktoś inny na jakieś PYTANIE do mnie?
Kiedy nikt się nie odezwał dziewczyna ich wyprosiła. I po raz pierwszy nikt nie miał siły się kłócić, po prostu wyszli. Gdy w gabinecie pozostała tylko ona, dyrektor i opiekunka gryfonów brązowowłosa usiadła na fotelu i posłała dwójce dorosłych uśmiech.
- Czy mogłabym tu zaprosić naszych szpiegów? Mam wam coś ważnego do powiedzenia i nie chciałabym się powtarzać.
- Oczywiście moja droga.
Hermiona wyczarowała patronusa o kształcie wilkołaka, pogłaskała** go po łbie i kazała mu  sprowadzić resztę. Po chwili przez kominek przedostali się ich przyjaciele i zasiedli na fotelach które wyczarowała młoda gryfonka.
- Poprosiłam was tutaj ponieważ chciałam wam coś oznajmić. Kiedy byłam w Lesie jego mieszkańcy powiadomili mnie o pewnej... hmmm... chyba przepowiednia będzie dobrym określeniem. Przepowiednia dotycząca mnie. Wszyscy tu obecni wiedzą że Zmieniacz Czasu przenosi w przeszłość, ale dość bliską. Tamte stworzenia zaś znają pewien rytuał który robi to samo ale na większą skalę. W związku z pewną historią wspólnie ustalili że ten czar zostanie zakazany dopóki po wojnie z Tym-który-nie-wie-co-to-miłośc nie pojawi się Córa Natury która straci wszystko. To właśnie ona będzie mogła odmienić czasu bieg i sprawić że w świecie magii zapanuje pokój. Tą dziewczyną jestem ja i już się zgodziłam. Naprawdę chcę to zrobić.
I wtedy rozpętało się prawdziwe piekło. Przy tym wojna z Lordem Voldemortem to była bułka z masłem.


*Drobne wyjaśnienie: cała ta rozmowa w Zakazanym Lesie to moja radosna twórczość 😇 Ojciec - przewodniczący; Pani Fae - królowa elfów; Wielki - przywódca ogrów, olbrzymów, itp.; córka - każdy tak się tam do niej zwracał, ponieważ uważali ją za córę natury;
**Ten dla kogo patronus należał mógł go dotknąć.

3 komentarze:

  1. Dość ryzykowna teoria ale może być ciekawie... szczególnie skutki mogą być ciekawe

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju! Świetne! Z niecierpliwością czekam na nast. część i rozdział.
    Lestrange
    PS Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń