2 lis 2015

IV KAŻDY CZŁOWIEK POTRZEBUJE CHOĆ CHWILI ODPOCZYNKU

Oto rozdział IV. Treść na pewno różni się od tamtego bo piszę je na bieżąco. Dziękuję raz jeszcze Lestrange za kopniaka i postaram się jej nie zawieźć.
Zapraszam

IV   KAŻDY CZŁOWIEK POTRZEBUJE CHOĆ CHWILI ODPOCZYNKU

Minęło piętnaście minut od jej ostatniej lekcji tego dnia a dziewczyna już zaszyła się w bibliotece. Siedziała przy najbardziej ukrytym stoliku otoczona murami z ksiąg. Na początku jej edukacji sama kilka razy nie mogła znaleźć tego miejsca. Było perfekcyjnie ukryte. Pierwszą przeszkodę stanowił cały rząd półek z książkami o wróżbiarstwie. Z powodu nauczycielki tego przedmiotu nikt się tam nie zapuszczał. A nawet jeśli jakiś desperat się znalazł to i tak nie zakłócał jej spokoju. Czemu? Za książkami o  znienawidzonym przez uczniów przedmiocie był dział Ksiąg Zakazanych, pilnie strzeżony przed nieproszonymi, ciekawskimi nosami przez zawieszony na szyi pani Pince klucz. Nasza bohaterka już pierwszego dnia w Hogwarcie obejrzała sobie dokładnie te drzwi i obracając się do tyłu zauważyła jakiś błysk światła w ciasnym przejściu. Zdziwiła się niezmiernie widząc stolik i okno a wokół cztery regały ustawione tak żeby nie dopuścić tam nikogo inną drogą ale równocześnie tworzące dużą przestrzeń wokół blatu. Co ciekawe wszystkie książki ustawione na nich choć traktowały o różnych dziedzinach magii nierzadko poruszały też ich czarną stronę. Czarnomagiczne eliksiry, czarnomagiczna transmutacja, czarnomagiczne zwierzęta i rośliny, a nawet czysta czarna magia.
Jej świat. Jej azyl.
Uczyniła jednak w jego wystroju drobne zmiany: powiększyła okno i parapet, dodała ze dwie poduszki i poustawiała w kilku miejscach świece.
Czasami siadała sobie na poduszkach na parapecie i patrzyła się w dal. Kiedyś snuła wtedy marzenia, później rozmyślała o pomocy Harry'emu, a teraz o wolności.
Dzisiejszego dnia jednak jej pióro pilnie skrobało po pergaminie. Hermiona odrabiała prace domowe. W tej chwili była na początku pisania eseju dla prof. McGonagall na temat transmutacji międzygatunkowej. O 18:00 czyli dokładnie dwie godziny po zakończeniu lekcji dziewczyna postawiła ostatnią kropkę na wypracowaniu dla prof. Snape'a o wszystkich odmianach mordownika. Usatysfakcjonowana schowała go do torby i na jego miejsce wyjęła swoje notatki. Gruby zeszyt zaczarowany tak żeby nikt poza nią nie mógł przeczytać jego treści służył jej w badaniach od strony teoretycznej, które wykonywała w bibliotece.
Czas miał a ona pogrążona w badaniach nie przejmowała się tym. Widocznie zapomniała o wieczornej kolacji pochłonięta studiowaniem coraz to nowszych problemów.
Nagle jej zegarek, konkretniej alarm w nim, uświadomił ją że jest godzina 19. Dziewczyna zerwała się z krzesła niczym oparzona i tylko szacunek do książek i bibliotekarki powstrzymał ją przed szaleńczym biegiem którym puściła się już w korytarzach.
Po drodze zawołała Zgredka i poprosiła o kolację dla sześciu osób do jej dormitorium. Gdy dotarła do swojego pokoju ruchem różdżki rozpaliła w kominku biegnąc do swojego laboratorium po potrzebne notatki. Położyła je na jednym z foteli i pognała do łazienki w międzyczasie przywołując do siebie wybrane wcześniej ubrania.
Wskoczyła szybko pod prysznic po czym upięła włosy w eleganckiego koka, przypudrowała się delikatnie i wytuszowała rzęsy. Na końcu włożyła malinową sukienkę z wcięciem w pasie i krótkimi rękawami, sięgającą kolan i beżowe szpilki.
Ledwo zdążyła stanąć przy kominku gdy jej goście zapukali do drzwi.
- Zapraszam!
Pierwsza weszła prof. McGonagall czarnej szacie, za nią dyrektor w chyba najbardziej krzykliwym ze swoich strojów w kolorach wściekłej pomarańczy i mdło jasnego fioletu, następnie Dracon w czarnych spodniach i błękitnej koszuli, Zabini w zielonej koszuli i również czarnych spodniach, a na końcu Teodor w czarnych spodniach i koszuli o tym samym kolorze.
Usiedli wygodnie a na stole pojawiła się kolacja. Gdy jedli nauczycielka transmutacji zaczęła rozmowę:
- Hermiono kiedy znów uraczysz nas jakimś swoim daniem?
- Obiecuję przygotować kolację świąteczną Minerwo.
- Mam nadzieję moja droga! Tamte ciasteczka były naprawdę przepyszne.
- Czy dobrze rozumiem że chciałabyś ich jeszcze raz szkosztować Albusie?
- Nie tylko one moja droga! To co robisz w kuchni to prawdziwe czary!
- Dziękuję wam za tyle komplementów, ale nie przesadzajcie!
Gdy "nowym" wytłumaczono że chodzi o wspaniały dar Hermiony do gotowania i jak się o nim dowiedzieli na ich twarzach pojawiły się złośliwe uśmieszki.
- Powiedz nam Hermioneczko, jak długo musiałaś gotować śmierciożercom żeby wypuścili cię do wewnętrznego kręgu?
- Ależ Blaise! W przeciwieństwie do ciebie ja nie uciekam się do podobnych sztuczek.
- Doprawdy Hermioniusiu? Jakoś ci nie wierzę. Powiedz jakie to dania uwielbia to środowisko?
- Och sadzę że twoje delikatne uszęta by tego nie zniosły Dracusiu.
- Nie bądź taka Hermisiu! Jak zaczęłaś to skończ!
- No już dobrze Teosiu! Skoro tak ładnie prosisz. Oni uwielbiają ciasto złożone z trzech szklanek szaleństwa, sześciu łyżek ślepego  posłuszeństwa, dwóch szczypt hipokryzji i czterech garści okrucieństwa!
Na kilka sekund zapadła głucha cisza, po czym rozległy się serdeczne wybuchy śmiechu.
Gdy już się uspokoili Hermiona z poważną miną podała dyrektorowi plik kartek.
- Na co macie ochotę? Kawa, herbata, wino, whisky... - spojrzała na notatki i swoich gości, cicho westchnęła i wyszeptała - whisky... dużo whisky...
I wtedy rozpoczęła się ta mniej przyjemna część zebrania.
- Dyrektorze co z nowymi zwolennikami?
-  Zastanawiałem się olbrzymami, wilkołakami, wampirami i Zakazanym Lasem, tylko nie jestem pewien kogo mam posłać do ruch dwóch ostatnich.
- Olbrzymy - Hagrid, wilkołaki - Lupin, zostaw mi Las.
- Jesteś pewna?
- Minerwo robiłam gorsze rzeczy i wiesz o tym. Wampiry... wampiry... wampiry... Mam! Syriusz!
- Ale Harry...
- Minerwo sami narzekaliście że okropnie trudno nad nim zapanować teraz, kiedy nie jest wysyłany na żadne misje. U wampirów będzie względnie bezpieczny, bo Czarny Pan nie szuka u nich przynajmniej na razie swoich sprzymierzeńców. Wyszaleje się, poczuje się potrzebny i wróci do Harry'ego w nienaruszonym stanie. Misja potrwa dwa, trzy miesiące czyli wystarczająco dużo czasu żeby potem...
- Z powrotem pozwolił się trzymać z dala od głównego nurtu wydarzeń i dzięki temu pozostanie bezpieczny! Jesteś genialna, moja droga!
- Dziękuję Albusie.
Przez chwilę zapanowała cisza. Każdy obecny w pokojach gryfonki patrzył się na nią: z dumą, podziwem, radością... a ona skromnie spuściła wzrok by nikt nie widział szczęścia w jej oczach. Bo, choć była wojna, poczuła że w końcu znalazła sprzymierzeńców doceniających jej inteligencję i rozum, zyskała przyjaciół, kogoś w czyim towarzystwie w końcu mogła być w pełni sobą...
Lecz sielanka ma to do siebie, że szybko się kończy i trzeba powrócić do ponurej rzeczywistości:
- Moja droga czy wydarzyło się coś nowego na dzisiejszym...
- Nie.
Jej stanowcza odpowiedź i specyficzny błysk w oczach nie zachęcał do podejmowania tego tematu więc Dumbledore z westchnieniem zmienił go.
- Co z planem ewakuacyjnym?
- Myślałam nad tym i jedyne co mi przychodzi do głowy to Pokój Życzeń.
- Sprawdziłaś to?
- Jeszcze nie.
- Pójdziesz teraz?
- Oczywiście. Minerwo?
- Tak, tak.
- Wy w tym czasie zapoznajcie się z moimi notatkami i nie zdemolujcie mi dormitorium.
Hermiona rzuciła na siebie i nauczycielkę zaklęcie niewidzialności i obie kobiety ruszyły w drogę. Przed ścianą uczennica przeszła trzy razy myśląc: "bezpieczne miejsce dla wielu uczniów". Przed nimi pojawił się tunel. Bez chwili namysłu weszły do niego. Zaraz za nimi przejście się zamknęło i zrobiło się ciemno.
Odczarowane spojrzały po sobie i zapalając różdżki ruszyły. Nie było już odwrotu.
Długo szły, raz w górę to znów w dół, po schodach, kamieniach, po prostej drodze lub z zakrętami tak ostrymi że nie widać było dalszej części tunelu. 
Aż w pewnej chwili ziemia usunęła im się spod nóg. Wydały z siebie okrzyki przerażenia. Przez chwilę bezwładnie spadały by mocno uderzyć o pochyłą powierzchnię. Zaczęły zjeżdżać w dół. W tamtej chwili dziewczyna ucieszyła się że zmieniła swój strój na bluzkę, spodnie i trampki.
Obie kobiety w przerażeniu schwyciły się za ramiona i krzyczały nabierając coraz większej prędkości. Nagle weszły w ostry zakręt. Zamknęły oczy i wydały z siebie jak dotąd najbardziej przenikliwy i najgłośniejszy dźwięk. Jednak nie wiedziały że najgorsze dopiero przed nimi. Po chwili je otworzyły i odrobinę się uspokoiły widząc dobrze im znana równię pochyłą. Z każdą sekundą ich prędkość rosła a palce zaciskały się coraz mocniej. Nagle ujrzały przed sobą prawie pionową ścianę w górę. Spojrzały po sobie i krzyknęły jednym głosem:
- ZGINIEMY! MERLINE RATUNKUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!
Zamknęły oczy, szybkość traciły szybciej niż ją zyskiwały, aż w pewnej chwili się zatrzymały. Przekonane że nie żyją ostrożnie otworzyły oczy. Widząc siebie tylko trochę poobijane, ale żywe rozpłakały się ze szczęścia i padły sobie w ramiona.
Gdy trochę się uspokoiły rozejrzały się po otoczeniu. Ich wzrok przykuły grube i wielkie, drewniane drzwi. Podeszły do nich i pchnęły. Zachęcone dźwiękiem jakie wydawały w otwarcie ich włożyły całą swoją siłę.
Kiedy już dokonały tego czynu ich oczom ukazało się morze piasku. Miękkiego niczym satyna i delikatnego jak jedwab. Kilka set metrów od nich był jakiś zbiornik wodny a tuż nad nim wisiało zachodzące słońce.
Obie zdjęły obuwie i ruszyły w tamtym kierunku. Zmęczone, postanowiły że istota usiądą na jednej z wysp. Młoda kobieta zamieniła swoje trampki na ogromny koc w kratę, na którym spoczęły z przyjemnością.
W stroju Hermiony dokonała się kolejna zmiana: na stroju kąpielowym miała sukienkę letnią w kwiaty.
- Ta woda... Chciałabym w niej popływać...
- Więc idź.
- Nie mogę... Powinnyśmy wracać...
- Idź. Wyślę patronusa do reszty żeby tu przyszli.
- Dziękuję ci.
Hermiona spojrzała na starszą kobietę z wdzięcznością tak wielką że serce opiekunki gryfonów i tak wypełnione miłością do niej, pokochało ją na nowo. Dziewczyna z uśmiechem zbiegła do wody. Pilnując by jej opiekunka nie zauważyła licznych blizn zrzuciła sukienkę i wskoczyła do ciepłego oceanu. W tym samym czasie srebrny kot Minerwy zarazem uspokoił i zaniepokoił resztę towarzystwa czekającego w dormitorium gryfonki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz